
Ostatnie badania opinii publicznej w sprawie przyjęcia przez Polskę euro wskazywały, że liczba zwolenników dołączenia do unii walutowej stale rosła. Co więcej, w końcu siły eurosceptyków i euroentuzjastów równoważyły się (choć zależało to też od badania). Najnowsze raporty wskazują jednak, że przeciwników euro w Polsce wciąż jest dużo więcej.
W ostatnich miesiącach za ocieplenie nastrojów wokół euro były wydarzenia na Ukrainie. Część polityków wskazywała, że wspólna waluta jest tożsama ze wspólnymi interesami z UE, stąd w razie ewentualnego zagrożenia ze Wschodu, pomoc pozostałych państw członkowskich miałaby być mniej opieszała niż w przypadku Ukrainy. To wtedy liczba zwolenników członkostwa Polski w eurolandzie podskoczyła. Jednak według najnowszego badania GFK Polonia, aż 72 procent ankietowanych nie chce w Polsce kursu euro jako obowiązującego. Dlaczego?
GFK wskazuje, że 41% Polaków jest zdecydowanie przeciwnych, a 31% – raczej przeciwnych wprowadzenia wspólnej waluty nad Wisłą. Z kolei 21% badanych chce wprowadzenia u nas euro (5% zdecydowanie, 16% „raczej”). Tylko siedem osób na sto nie ma zdania w sprawie członkostwa Polski w unii walutowej.
Warto zastanowić się, co wydarzyło się przez ostatnie tygodnie, co mogło wpłynąć na kształt badania. Na myśl jako pierwsza przychodzi afera taśmowa. Siły tu się jednak równoważyły: zarówno politycy, nawołujący do przyjęcia euro, jak i sceptycznie do tego podchodzący przedstawiciele NBP zostali przyłapani na gorącym uczynku. Sięgając pamięcią jeszcze głębiej wstecz, przypomnimy sobie wybory do europarlamentu i nieoczekiwane doń wejście Kongresu Nowej Prawicy. Partia, której przewodzi Janusz Korwin-Mikke, a która jest zdecydowanie przeciwna strefie euro oraz całej Unii.
Może być to znak krytycznego podejścia zarówno do miejscowych, jak i europejskich instytucji politycznych. Ten sceptyzm może przejawiać się właśnie w niechęci do wszystkiego, co proponują i do czego przekonują lub co odradzają politycy. Czy jest to chwilowe zawahanie, czy eurosceptycyzm zostanie z nami na dłużej? Z odpowiedzią na to pytanie musimy wstrzymać się przynajmniej na kilka miesięcy.