
„Taśmy Wprost” to temat, który króluje w mediach od kilku dni. Gdzieś obok wszystkich doniesień o politykach oraz kto i dlaczego powinien stracić stołek, stoją jednak sedno dyskusji obu panów. Warto natomiast zwrócić uwagę na narzędzia, jakich chciał użyć szef Narodowego Banku Polskiego.
Jedną z tez, jakie wysuwa w rozmowie Marek Belka, jest konieczność powstania tzw, Rady Ryzyka Systemowego. W dużym skrócie chodzi o to, by w sytuacjach krytycznych działające osobno Narodowy Bank Polski, Komisja Nadzoru Finansowego oraz Ministerstwo Finansów działały wspólnie. Dziś są podmiotami względem siebie niezależnymi, dodatkowo NBP nie może wpływać na politykę Rządu (choć w ustawie o Narodowym Banku ten ma obowiązek Rząd wspierać). Cała afera z Jackiem Rostowskim, ówczesnym Ministrem Finansów, ma polegać na tym, że Belka spodziewał się, iż ten pierwszy nie będzie chciał działać w Radzie, w której będzie „szczebel niżej” od prezesa NBP. Wskazuje więc na konieczność powołania tzw. „technicznego” ministra, niepowiązanego z żadnym ugrupowaniem politycznym, który może sobie pozwolić na wsparcie działań NBP w działaniach rządu. Wówczas wszystko funkcjonowałoby zgodnie z ustawą, a NBP mogłoby – jak chcą niektórzy – ingerować, lub jak określają to inni – podpowiadać Ministerstwu w kwestiach kluczowych dla polityki pieniężnej. Dałoby to Belce możliwość forsowania wprowadzania instrumentów jego zdaniem niezbędnych. Jakie to instrumenty?
Marek Belka chciał skupować papiery wartościowe Skarbu Państwa na rynku wtórnym. Jak sam przyznaje, jest to działanie realizowane tylko w określonych warunkach (sytuacji krytycznej), ale chciał mieć tę możliwość i poniekąd prowadził w jej sprawie negocjacje. Nie ma wątpliwości co do tego, że próbuje wywrzeć wpływ na rozmówcy i że jest to karygodne. Unikanym sednem sprawy jest jednak to, że narzędzie owo jest – jak zgodnie uważają specjaliści – konieczny w prowadzeniu skutecznej polityki pieniężnej w czasie kryzysu. Jakiś czas przed tą rozmową podobne podobne rozwiązanie wprowadził w Europejskim Banku Centralnym Mario Draghi, który – zarówno wśród swych zwolenników, jak i krytyków – zasłynął jako skuteczny obrońca strefy euro.
Oderwanym od powyższych tematem jest sprawa ujawnienia tych taśm. Mimo że pochodzą one grubo sprzed roku, przez który Jacek Rostowski rzeczywiście ustąpił z funkcji ministra finansów, nagrania ujawnione są dopiero teraz. Część analityków oraz specjalistów od rynków i walut wskazuje, że ktoś, kto wiedział o czasie ich publikacji, mógł sporo zarobić na kupnie i sprzedaży walut. Od miesięcy kurs złotówki się umacnia, natomiast w związku z problemami EBC i dolara amerykańskiego, polska waluta miała się naprawdę dobrze. Niedawno doszło do (chwilowego co prawda) spadku kursu dolara poniżej 3 złotych. Krótko po tym taśmy zostały ujawnione, a złoty spadł w rejony, w których nie gościł od marca. Najprostsza transakcja kupna i sprzedaży walut mogłaby tu zaowocować bardzo dużym zwrotem. Szczególnie że, w związku z ujawnieniem kolejnych rozmów, m.in. szefa MSW, Radosława Sikorskiego, nurkowanie złotego będzie trwało jeszcze przez dłuższą chwilę.
Wszystko to nie zmienia jednak faktów: niemal ze stuprocentową pewnością mamy do czynienia z próbami ingerowania w rządowe stanowiska „pod stołem”. Ani tłumaczenia o prywatności rozmów, ani domniemane słuszne pobudki tego nie zmienią. Na skandal zareagowały również największe na świecie agencje informacyjne, trudno zatem spodziewać się, że sprawa „rozejdzie się po kościach” – szczególnie, że dotyczy już nie tylko Marka Belki i Bartłomieja Sienkiewicza, a również wspomnianego Sikorskiego, premiera RP Donalda Tuska i prezesa spółki Orlen.