
Wszyscy wiedzą, że City of London to serce światowego biznesu i jeden z ważniejszych narządów w świecie finansów (zakładając, że sercem jest Wall Street). Wielka Brytania ma również zapędy, by stać się centrum obrotu kryptowalutami.
Omawialiśmy już parokrotnie próby państw, które chciały regulować przepływ wirtualnej waluty. Za każdym razem konkluzja jest jedna: sensowność prawa, które wprowadza się, mając nadzieję, że ludzie będą go przestrzegać, gdyż w przeciwnym razie nie ma jak tego wykryć, może być kwestionowana. Niezrażony tym George Osborne, Kanclerz Skarbu na Wyspach ogłosił, że rząd rozpoczął badania na rzecz scentralizowania i regulowania przepływu bitcoinów.
Naturalnie regulować można tylko te jawne transakcje. Na ich podstawie wydawane będą faktury, faktury będą zliczane, liczby przekazywane do centrali, a centrala podawać będzie statystyki o rozliczeniach w BTC. Tyle tylko, że komputer, z którego zlecono jawną, legalną transakcję w kryptowalucie może być otoczony komputerami, które wysyłają pieniądze z zaszyfrowanych, anonimowych kont. Bitcoin, który z zasady chroni tożsamość obu stron transakcji, ma potencjał bycia głównym sposobem prania brudnych pieniędzy. Dlaczego zatem politycy i szefowie banków wracają do tego pomysłu?
Najprawdopodobniej policzono, że bardziej opłacają się próby regulacji tego rynku. Istnieją bankomaty bitcoin, kantory, które pozwalają na wymianę walut z cyfrowej na fizyczne, sklepy, fryzjerzy i taksówkarze przyjmujący opłaty w wirtualnym pieniądzu. Dodatkowo firmy dbające o transparentność oczywiście będą poddawać się kontrolom i oddawać podatki. Najprawdopodobniej jednak druga strona będzie „robić swoje”. Zatem czy świat finansów zdecydował się cynicznie nie ingerować w nielegalną stronę kryptowalut i zarabiać na tej legalnej? Dziś jeszcze trudno powiedzieć. Niedawno transakcje z użyciem bitcoinów odradzała KNF. Dołączenie rozliczeń w wirtualnej walucie do finansowej codzienności wydaje się być jednak tylko kwestią czasu,